sobota, 19 listopada 2011

Człowiek człowiekowi wilkiem...

Jest sobota -Czekający pojechał na "fuchę"- a ja mam chwilę wolnego i popijam ciepłą cynamonową herbatę. Na "swoim" mieszkamy już kilka miesięcy, ale dopiero teraz zaczynam czuć się jak u siebie- miło, przytulnie i domowo. Przebywanie w  salonie w kolorach kremowo-brązowo-turkusowych sprawia, że odpoczywam i czuję ulgę, że nie muszę przeszkadzać rodzicom jednym czy drugim.

Co do lekarzy- hmm nie piszę tu tylko o ginekologu- a raczej ogólnie porównując moją historię i styczność z wieloma lekarzami. Nie chcę oczywiście uogólniać. Bo spotkałam też ciepłych, pełnych szczerych chęci pomocy i oddających całych siebie pacjentom, ale jednak....
Jeden chirurg przy zwykłych wycinaniu pęcherzyka żółciowego- pomylił się i przeciął mi nie to co trzeba- drogi żółciowe...co później skutkowało 2 następnymi operacjami, zagrożeniem życia i kalectwem do końca...Kto czytał poprzedniego mojego bloga to wie, chociaż w części jak to było.
Dzięki również temu błędowi pojawiła się niedoczynność tarczycy i guz na tarczycy. A moim zdaniem obecna moja niemożność zajścia w ciąże też ma przyczynę w tej pomyłce.
Będąc w Warszawie na operacji spotkałam lekarza, który mówił mi, że wyglądam jak kościotrup i kto by chciał się związać w takim "czymś".  Żebym i tak się nie łudziła, że mimo tej operacji kiedyś i tak mi to powróci.
Jeśli chodzi o ginekologów- poszłam do jednej kobiety- jak mijały msc a ja nie mogłam zajść w ciąże.
Jak jej powiedziałam o moim problemie- ona skwitowała" że to trzeba z miłości robić"- a ja to co ???z przymusu czy z obowiązku??
Później poszłam do innej bo stwierdziłam, że z takimi argumentami to ona mi nie pomoże. Następna nie była lepsza...nie wiem czy to wina tego, że chodzę państwowo do lekarzy i mają "gdzieś" pacjenta? Naprawdę nie wiem co robić?
Nie mam szczęścia do lekarzy....nie mogę zajść w ciąże...jeszcze mam resztki sił by walczyć....jeszcze wierze, że kiedyś się uda...wierze w cuda- bo wierzę w Boga...a z Nim wszystko jest możliwe...
Dlatego czekam i ufam, że pewnego dnia słońce zaświeci i nad naszym małżeństwem....i będzie Sebastianek i Agnieszka....i cdn.

Pozdrawiam- dziwna ta notka bez składu i ładu, ale wybaczcie czasem tak musi być.

Czekająca



P.S Szczęśliwa rodzinka mogłabym otrzymać zaproszenie na twojego bloga?

3 komentarze:

  1. ja wiążac sie z moim męzem wiedziałam,że możemy miec problem z zajsciem w ciąze. Ale nikt az tak nie dopuszcza tej mysli do siebie,dopoki nie okazuje sie ze problem jest i jednak nas dotknal,a nie musial.
    My dopiero zaczynamy walkę o dziecko. Przyszłe dwa tygodnie będa decydujace,bo mamy wizyty u lekarzy.Jezeli lekarz zaproponuje in vitro decydujemy sie na adopcje. Widocznie tak Bóg chciał..

    powodzenia wam zycze kochani.Miejmy nadzieje ze uda nam się miec dzieciaczki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana! Nie możecie się poddawać. I to jest pewne.
    Może właśnie tu jest problem, może powinniście pójść prywatnie? Trzeba wierzyć i mieć nadzieję, no a w ostateczności są inne metody.

    Zaproszenie chętnie wyślę, tylko jeszcze poproszę o maila.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że niedługo nie będziecie już Czekający..Trzymam mocno kciuki!
    Magda

    OdpowiedzUsuń